niedziela, 8 września 2013

Walka o siebie

Zastanawialiście się kiedyś w jakim miejscu swojego życia właśnie jesteście? Mnie właśnie to dopadło. Z resztą nie po raz pierwszy. Trwa u mnie ciągle "tydzień" porządkowania, ponieważ mam baaaaardzo dużo rzeczy. kiedy wyprowadzałam się z wynajmowanego z mężem mieszkania musiałam zabrać wszystko z dwupokojowego miejsca do mojego jednego pokoju... więc nie są to jedynie ciuchy czy kosmetyki, ale również świeczki, książki i różne różności, które się uzbierały, a których on nie zabrał.
Zastanawiałam się również nad tym czego do tej pory dokonałam... Oprócz wykształcenia i Kubusia to raczej nic. Szczerze mówiąc lekko mnie to podłamało, bo w wieku 29 lat inni mają pełne rodziny, pracę z której są ogromnie zadowoleni, awansują, a druga kochająca ich połówka wspiera we wszystkim - tak wiem to dość wyidealizowany świat i wyobrażenie. Każdy stwarza pozory, że u nich "w domu" jest sielanka, a jak przyjdzie co do czego to wychodzi szydło z worka... z reszta jak u mnie w małżeństwie. Nikt nawet z rodziny wie wiedział, ze kłócimy się nawet o nieposłodzoną kawę, że miałam awantury o cokolwiek, że czułam się poniżana i na każdym kroku wszystko źle robiłam. Na szczęście uwolniłam się od tego...choć nie na papierze, ale liczę, że już niedługo :) Z drugiej strony jeśli jesteście w związkach partnerskich i macie czasem "ciche dni", czy kłócicie się (ale nie na każdym kroku) tylko po prostu jak to w związkach partnerskich bywa czy w małżeństwach.. doceńcie drugą osobę. Doceńcie, ze macie nawet się z kim kłócić, bo inni pozostają sami. Później zasypiacie obok siebie, przytulacie itd... Inni jeszcze tego nie mają, ale nieustannie o to walczą :)
Jeśli chodzi o pracę... Zaraz po pierwszych studiach pracowałam w hotelu. Był to trzygwiazdkowy hotel znanej sieci. U nas w mieście wtedy nie było lepszego. Praca baaaardzo ciekawa (stanowisko recepcjonistki). Fantastyczni ludzie, którzy wnosili w Twoje życie oprócz ambicji, powiew świeżości i chęci do tego co robisz. Motywacja kierownika była mocno dołująca, bo zrzucał na wszystkich swoje obowiązki, a sam szukał naszych potknięć i kablował dyrektorowi hotelu. Na szczęście dyrektor miał swój rozum i tylko słuchał, ale wiedział, że człowiek jest omylny, a my jesteśmy zgranym zespołem i nikt nas nie ruszy :) Codziennie działo się coś innego. Różnego rodzaju konferencje, spotkania, spendy, kibice, wesela, uroczystości, ludzie z pierwszych stron gazet czy "celebryci" (cudne słowo hahahah). Jeździliśmy na szkolenia po całej Polsce, mieliśmy baaardzo tanie noclegi w Naszych sieciowych hotelach... pokój dwuosobowy w pięciogwiazdkowym hotelu to koszt 50,-pln więc spędzaliśmy urlopy gdzie się da :) Jeździło się na kilka nocy to tu to tam :) Niestety wszystko się skończyło kiedy ogłoszono, że Naszym hotelem zainteresowane są prywatne ręce. Fuzja była zgrana w czasie z obroną mojej magisterki, po której dwa dni później siedziałam w samolocie i leciałam za granicę. Kiedy wróciłam szukałam pracy w nieruchomościach. Planowałam wtedy Studia Podyplomowe z Wyceny Nieruchomości. Niestety ukończenie ich wiązało się z praktykami na które bardzo ciężko było się dostać (zamknięte środowisko, więc bez znajomości nikogo do kręgu nie wpuszczali) oraz egzaminem państwowych, gdzie zdawalność wynosiła 10-15 %. Można? Można! Zaczęłam szukać pracy jakiejś.. wierząc, że jeśli coś znajdę to tak właśnie ma być i na stanowisku się ukierunkuję... Jaka ja byłam naiwna haha Dostałam się do państwówki... branża medyczna... lekarze, którzy wyżej sra** niż d*** mają. Pracuję w pionie administracyjnym więc z naszymi mam mało wspólnego, ale za to jak już są to traktujemy się bardzo konkretnie. Moje stanowisko to śmietnik (jak ja to nazywam)...po trochu z hotelarstwa, bhp, księgowości itd. Różne różności. Na szkolenie Cię nie wyślą jeśli sam sobie niczego nie znajdziesz, a jak znajdziesz to będą pytania na co Ci to? To nie Twoja specjalizacja itd. Jednym słowem utknęłam tam i nie chętnie wrócę. Tak wiem. Wszyscy mówią, że w Polsce nie ma pracy.. Ja zawsze mówiłam, że praca jest tylko ludzie mają wyimaginowane oczekiwania w stosunku do niej. 
Dlatego będąc na macierzyńskim chcę wziąć się w garść i zacząć w końcu żyć. Iść do przodu. Ambitnie. Stawiać sobie nowe cele.


Obecnie nawet prywatnie stoję w miejscu. KTOŚ 350 km ode mnie... więc sama nie jestem, ale samotna owszem z małymi przerywnikami. Nie wiem co z tego będzie. Zależy mi na nim, ale prosić się nie będę. Mój czas też leci, a zegar biologiczny tyka hahahaha (bo chcę jeszcze jednego małego skrzata :) )... Ale wiecie do jakich najgorszych wniosków dochodzę?? MARNUJEMY NASZ NAJLEPSZY CZAS. Jestem mu wdzięczna, ze był przy mnie w bardzo ciężkim okresie mojego życia - myślę tu o ciąży, bo zjawił się w czwartym miesiącu i dbał o mnie na odległość. Teraz ma coraz mniej czasu, coraz bardziej zmęczony jest itd. A mój czas leci. Podchodzę do tego egoistycznie? Może. Ale czasem nie mam siły inaczej. 

Dlatego głowa do góry i trzeba iść do przodu. Ja i Kubuś jesteśmy najważniejsi :)

9 komentarzy:

  1. Jejku jakbym siebie czytała. Podpisuję się obiema rękami pod każdym zdaniem.
    Nawet nie chcę się bardziej rozwodzić nad tym tematem, bo dzień dziś deszczowy i jak wpadnę te ponure rozważania, to już się na pewno nie wygrzebię do jutra :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh.. Rzeczywiście pogoda coraz gorsza... Ja też mam taki humor jak pogoda za oknem...ale z tym też będę walczyła :)

      Usuń
  2. Kurczę, no ja jeśli chodzi o pełną rodzinę i fajny, w miarę partnerski związek absolutnie narzekać nie mogę. I wiem, że dzięki temu już osiągnęłam baaardzo dużo. Za to w kwestii "kariery"... Marazm totalny i czasami nie wierzę, że będzie lepiej.
    A co do Twojego podejścia do Ktosia, to myślę, że to jest jednak bardzo zdrowy egoizm. Tak jak piszesz, czas leci, teraz jest ten nasz najlepszy czas, bo potem kiedy? przed 50-tką? Czy ewentualnie dobrze po 40-ce? Nie oszukujmy się, miesiąc, mija za miesiącem, nie stoimy w miejscu. Trzymam kciuki, żeby wszystko dobrze się u Was potoczyło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś to będzie... Jakoś się ułoży. Zobaczymy jaki scenariusz życie przygotowało :)

      Usuń
  3. No niestety życie nie jest łatwe, proste i przyjemne. Ja co prawda mam tą drugą osobę do której mogę się przytulić, ale też ten związek ma wiele rys...jedna to taka dość ogromna, ja nie mogę mieć dzieci a to jest to czego pragnie mój mąż zresztą ja też, zdaje sobie sprawę, że moze przyjść czas i on sobie pójdzie ode mnie, szukać tego czego nie mogę mu dać, niestety znam kilka takich przypadków. Mój czas ucieka, przeszłam kilka zabiegów i zostało mi tylko kosztowne in vitro którego cholernie się boję, bo kolejnego nie wiadomo którego rozczarowania chyba nie przeżyję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehh... Kochana ja nigdy nie zrozumiem tego świata. Ludzie, którzy mogliby zapewnić maluszkowi cudowną rodzinę nie mogą mieć dziecka, a inne zachodzą w niechciane ciąże i porzucają dzieci np. na śmietnikach. A myśleliście o adopcji?

      Usuń
  4. Hmm... Ja wydawaloby sie, ze mam wszystko czego trzeba aby byc szczesliwym. Meza, ktory pomimo kilku wad jest jednak cieplym, fajnym facetem. Dwojke zdrowych, pieknych dzieci. Prace, ktora lubie... I czasem mysle sobie, ze chyba mi odbija, kiedy dopada mnie takie uczucie niespelnienia... Nie, rodziny bym nie zamienila na zadna inna. Tu po prostu ciagle obiecuje sobie, ze jeszcze 2-3 lata i znow bedziemy z M. robic wszystko co robilismy zanim zaszlam w ciaze z Bi. Po prostu beda nam w tym towarzyszyc maluchy. :) Za to ciagle mam watpliwosci czy praca, ktora wykonuje jest dla mnie, czy napewno chce robic kariere w tym kierunku... Lubie to co robie, ale ksztalcilam sie do czegos nieco innego... Z drugiej strony nie wiem czy chce porzucac "ciepla posadke", gdzie mam wyrobione opinie na swoj temat (mam nadzieje, ze pozytywne) i szukac szczescia w niepewnym miejscu. Szczegolnie, ze teraz mam rodzine, ktorej nie utrzymamy z jednej pensji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczucie niespełnienia dopada wszystkich chyba. Czy jest słuszne? Nie mnie tu oceniać, ale skądś się ono bierze. U jednych jest to sygnał na poprawę, a u innych jak widzisz po swoim przykładzie chyba jedynie sygnał na to, że HEEEELLLOOOO MAM JUŻ WSZYSTKO :)

      Usuń
  5. Ja to staram się nie myśleć nad swoją sytuacją, bo wtedy dołuję się niesamowicie:) Mam kochającego męża i jesteśmy razem od ponad 9 lat, jesteśmy szczęśliwi, ale do pełni brakuje nam dzieciątka, a jak sama powiedziałaś, w wieku 29 lat czuje się, że niestety czas ucieka:( ale co zrobić, kiedy nie dość, że mamy niestabilną sytuacje finansową, to jeszcze w każdej chwili możemy zostać bez mieszkania. A na pomoc rodziców i teściów liczyć nie możemy.
    Pracę miałam, kochałam ją, ale jak to bywa w małym mieście, ręka rękę myje i niestety moje miejsce zastąpiła osoba z tzw. plecami. I nawet żeby dostać prace w byle jakim sklepie te plecy są niezbędne. I dobre wykształcenie w takiej dziurze jak moja nie ma nic do rzeczy, a dyplomem to można sobie podetrzeć:D
    Cieszę się, że napisałaś ten post, czasem trzeba się wygadać i ponarzekać, a często bardziej zrozumieją nas obce osobiście, ale bliskie wirtualnie osoby:)
    Och, ulżyło mi trochę:) Mimo wszystko ciesze się tym, co mam, i we mnie jest nadzieja, że w końcu i do mnie szczęście się uśmiechnie i wszystko się ustabilizuje:)

    OdpowiedzUsuń