sobota, 26 października 2013

Małe tatoo

Jakie macie zdanie o tatuażach? Mnie osobiście podobają się te zrobione z "serca". Intencje, symbole itd. Natomiast nie zrobione na moim ciele, ani na ciele mojego partnera... :) Kiedyś chciałam jakiś malutki, ale za każdym razem kiedy był już wybrany bałam się bólu... wyimaginowanego,ale jednak :) Dlatego dziś chcę Wam pokazać malutkie cudeńka, perełki :)
Osobiście mam fioła na punkcie symbolu nieskończoności stąd może przeważać taki wzór :)









Wracając jeszcze do symbolu nieskończoności.. To kiedyś wymyśliłam sobie, że chciałabym taki pierścionek zaręczynowy z tym symbolem :) Nie Kochanie to nie jest żadna sugestia, żeby nie było :*
Pierścionek pewnie zobaczyłam w jakimś filmie... Jednak znak nieskończoności ma coś w sobie...coś niewypowiedzianego...

Aha! No i zapraszam Was również na mojego drugiego bloga. Wczoraj zamieściłam na nim ćwiczenie rozwojowe... Pierwsze z naprawdę długiej listy i kolejne będą co piątek :) Może poświecicie dla siebie te 30 min w ciągu dnia, żeby pomyśleć nad sobą... a może czegoś nowego się o sobie dowiecie?

piątek, 25 października 2013

Kreatywna drzemka

Dzisiaj fotograficznie :) Zobaczcie jak mama kreatywnie zmienia drzemkę maluszka:








Jak Wam się podoba taki sen?? :)

Miłego dnia :)

niedziela, 20 października 2013

Wyzwaniowo

Po ciąży moje ciało baaaardzo się zmieniło.. osobiście uważam, ze na niekorzyść, ale zdania są podzielone... Zazwyczaj ważyłam powyżej 65 kg. Kiedy zaszłam w ciążę waga wskazywała prawie 69 kg. Nie byłam grubaską haha waga rozkładała się równomiernie na pośladki i biust... Teraz przy wadze 54 kg przeżywam załamanie.. choć są  i tacy, którzy mówią, ze w końcu wyglądam jak człowiek. Nogi schudły, brzuszek spadł, nie mam boczków... ale.... jest ogromne ALE. Pośladki mam .. a raczej ich nie mam...(chciałam napisać, że płaskie).. zwisa jakaś skóra hahaha... o biuście nie wspomnę.. bo do tej pory karmię tylko jedną piersią i już widzę diametralną różnicę w ich wielkości :( Oczywiście pierś bez mleka to zwis :) Niestety do póki nie przestanę karmić to wszelkie ćwiczenia, smarowania i zmiana bielizny nie wchodzą w grę (no chyba, że się mylę), bo mleko zrobi swoje. Dlatego postanowiłam coś zrobić...

Obecnie mogę ćwiczyć na dolne partie.. Mam tu na myśli uda i pośladki (do tego częściowo brzuch). W końcu jak to się mówi... Szczupłe dziewczyny wyglądają dobrze w ciuchach, a wysportowane nago :D  Mam dla Was dwa wyzwania:

1. Przysiady


Jak widać zaczynamy od 20 powtórzeń. Mogą to być np. 2 serie po 10 powtórzeń albo podzielcie sobie to jak chcecie, byle nie 20 na cały dzień :) Przysiady robione prawidłowo nie obciążają stawów kolanowych, ani skokowych. Te prawidłowo wykonywane przysiady ćwiczą przede wszystkim mięśnie czworogłowe ud, mięśnie kulszowo goleniowe, mięśnie pośladkowe, ale w mniejszym stopniu angażują również mięśnie brzucha pleców głównie dolnej części i mięśnie dolnej części nóg, czyli stabilizatory podstawy. A oto jak je prawidłowo wykonywać:


Kolana nie mogą wychodzić poza linię stóp oraz pozostawiać kąt prosty w kolanach.

2. Przysiady przy ścianie


Ćwiczenie angażuje takie mięśnie:


Co to jest 20 sekund?? :P

Osobiście pewnie dodam jeszcze jakiś trening z Ewą Chodakowską... choć może same przysiady coś dadzą?? :) Zobaczymy :)

Kto zaczyna ze mną?? :)

sobota, 19 października 2013

Czekoladowo

Mam tyle ciekawych rzeczy, którymi chętnie bym się z Wami podzieliła, ale nie wszystko na raz :) Osobiście póki co nie mogę jeść czekolady, ale wczoraj pozwoliłam sobie na Kasztanka <mniam> haha Za to dzisiaj mam dla Was kilka czekoladowych niespodzianek.

1. Na początek nowa czekolada Milka.... Nie wiem jak bardzo nowa, bo chodząc po sklepach nie wchodzę w regał ze słodyczami, ale może komuś przypadnie do gustu.. a może zbliżają się jakieś dziecięce urodziny?





Doszły mnie słuchy, ze można ją dostać w TESCO albo w Lidlu... No chyba, że macie kogoś znajomego w Niemczech to i za tą granicą można ją dostać :) Cóż za kształt :D

2. Gorąca czekolada ze skondensowanym mlekiem


 Składniki (na 2 porcje):

400g słodzonego skondensowanego mleka
120g gorzkiej czekolady
60ml wody
bita śmietana i tarta czekolada do dekoracji

Mleko skondensowane rozlewamy pomiędzy dwoma szklankami, odstawiamy. Czekoladę łamiemy na mniejsze kawałki i przekładamy do miseczki, dodajemy wodę i rozpuszczamy w mikrofali ustawionej na średnią moc przez kilka minut, co jakiś czas wyjmując miseczkę i mieszając zawartość. Gdy czekolada będzie dobrze rozpuszczona i mocno ciepła rozlewamy ją do szklanek z mlekiem skondensowanym. Najlepiej skorzystać tutaj z pomocy łyżki - włożyć dużą łyżkę do szklanki tak aby czubkiem dotykała powierzchni mleka i delikatnie wlewać ją po łyżce. Dzięki temu warstwy będą wyraźne / osobne. Dekorujemy bitą śmietaną i tartą czekoladą. Podajemy natychmiast. SMACZNEGO :)

3. Tutaj będą tylko obrazki :) - pomysł super.. może ktoś z Was już go próbował?? :)



Zmiany :)

Tak wiem kolejne :)
Pomyślałam, że przy nadchodzącej jesieni chciałabym, żeby było tu bardziej kolorowo... więc będzie duuużo zdjęć :) Dużo inspiracji dotyczących wystroju mieszkania czy domu, dekoracji stołów, składania serwetek, kulinarnych przepisów na.. przede wszystkim dietetyczne smakołyki i jedzonka, które znajdę w sieci i które będę chciała wypróbować jak już będę mogła :) Chcę również wprowadzić posty o tematyce DIY (czyli Do It Yourself - Zrób To Sam), a dokładniej jak zrobić jakąś dekorację, biżuterię, miłą niespodziankę, pomysł na prezent itd... Do tego zostawię posty z serii: Wspomnienie tygodnia :) Chyba tyle póki coś.. I oczywiscie jak będzie działo się coś ważnego to na pewno się z Wami podzielę :) Choć to co najważniejsze już się chyba wydarzyło.. teraz będą już tylko kolejne kroki na przód :)


piątek, 18 października 2013

Radosna nowina :)

Z wojaży wróciliśmy w poniedziałek... oczywiście już w pon na Skype poruszałam temat rozwodu... Tak wiem jestem monotematyczna.. Nie moja wina, ze ciągle w głowie mi siedzi, ze najlepszy czas przelatuje Nam przez palce :( Bo tak jest.. i nikt mi nie powie, że to tylko mój wymysł. Podczas rozmowy tłumaczyłam KTOSiowi, że nie oczekuje, zeby rozmawiał z rurą o rozwodzie przy synku, bo rozumiem wszystko, ale przeciez można zadzwonić w ciągu dnia i poświęcić na to zwykłe 5 min.. nawet nie, żeby coś ustalić... Wiedziałam, ze nie mam prawa w to ingerować.. ale kurcze wóz albo przewóz...
We wtorek mój KTOŚ zadzwonił do rury i pytał: "Gdzie jest mój rozwód?" :) Powiedział, że nawet może jej zapłacić, żeby dojechała (sprawy rodzinne w innym mieście). Ona na to, że następnego dnia pojedzie, ale pomysł z pieniędzmi też jej się spodobał... ehh... bez komentarza... Ehh.. czekałam chyba na ten dzień.. w pt KTOŚ do niej zadzwonił i co... Nie .. nie tak jak zwykle... tym razem udało się. pojechała i złożyła... Teraz oboje czekamy na terminy :) 
U mnie moja została wznowiona.. CZEKAMY :) :*
Musiałam o tym napisać... bo przeciez tak długo nic się nie ruszało.. a tu w końcu drgnęło...:)
Układa się... i wiem, że będzie tak dobrze jak jest albo już tylko lepiej :)

środa, 16 października 2013

Dla miłości warto walczyć - ponadprogramowo

To taki mój malutki, króciutki dodatek o którym bardzo chcę pamiętać, a nie "wkliciłam" go we wspomnienia :) Bardziej chodzi mi o to, żeby zaznaczyć, że rozmawialiśmy o przyszłości :) a konkretniej o dzieciach i o domu.
Zawsze kiedy z KTOSiem rozmawialiśmy o Naszej przyszłej rodzinie :) ustalone było, że chemy jeszcze jednego małego skrzata :) Ponieważ On ma już synka, ja też to chcielibyśmy dziewczynkę - tak dla odmiany haha Zawsze było, że jeszcze jeden maluszek - dla mnie super, bo naprawdę chcę. Zawsze chciałam mieć dwóch chłopców.. później zmieniło mi się, że chcę mieć trójkę, ale płeć nieistotna. A teraz KTOŚ zadał mi pytanie.. co ja na to, żebyśmy mieli jeszcze dwójkę skrzatów? :):):):) Dla mnie pomysł super :) Tylko ciężko będzie to wszystko zgrać ze sobą, ale wierzę, ze dla chcącego nic trudnego :)
Jakie macie podejście do kredytów? Mój tata jest ogromnym przeciwnikiem. W zasadzie nie dziwie mu się patrząc na problemy z kredytami obecne u "bliskiej" mu osoby. Zaciągnie kredytu by spłacić poprzedni. Ja osobiście uważam, że młodzi ludzie mają kiepski start i jeśli ktoś chce być na swoim i nie ma oszczędności rzędu 100 tys. na budowę domu to jedynym ratunkiem jest właśnie kredyt. A co?? Pożyczka u znajomych na taka kwotę?? Ilu tych znajomych trzeba mieć?? Tak są jeszcze pożyczki w pracy na psi procent,ale czy ja tu jeszcze będę mieszkała? każde 10 tys urządzi byle nie oddawać dużego procentu... no chyba, ze macie jakieś inne pomysły to chętnie posłucham dobrej rady :)
Więc rozmawialiśmy również o tym jak będzie wyglądał Nasz przyszły domek :) Wiem tylko, że będzie parterowy z użytkowym poddaszem, murowany :) Ale cieszę się, ze i o tym rozmawialiśmy :)
Ehh.. Kocham Cię Skarbie :*

poniedziałek, 14 października 2013

Dla miłości warto walczyć cz. IX - ostatnia

No i tak dobrnęłam do ostatniego dnia, którego miało w sumie nie być haha ale.. :) Nie był już tak cuuudny jak reszta, bo to poniedziałek.. dzień pracujący i jak to w poniedziałki bywa... zawsze coś złego jest. Od samego rana KTOŚ dostawał telefony od klientów, że coś nie działa i w zasadzie dawali do zrozumienia, ze już ma działać.. wrrr... A On dyplomatycznie mówił: "Tak wiemy, ze jest awaria. Już nad nią pracujemy i w przeciągu 30 min wszystko będzie działało..." Można? :)
Więc zawiózł Nas szybko do miasta do jego mamy (tam mieliśmy przecież bagaże), a On pojechał naprawiać usterkę. Posiedzieliśmy na herbatce. Chciała jeszcze Nas przetrzymać do bigosu haha, ale się nie daliśmy, bo chyba nigdy byśmy nie pojechali :) Porozmawialiśmy troszkę. Oczywiście z moim bratem na lepszy kontakt, bo a to fajki a to alko :) Poszli palić na balkon, a ja do KTOSia do pokoju, zeby nakarmić Kubusia. Zaraz dzwonek do drzwi. Mama KTOSia otworzyła (przyszedł sąsiad) i mówi:
-Cicho, bo dziecko obudzisz
- jakie dziecko?
- kuzynka z dzieckiem przyjechała
- aaaaaa
I poszedł :)
Ale kiedy wychodziliśmy zapytała: "Czy jak brat nie będzie mógł to czy ja sama przyjadę" :) Więc od razu zrobiło mi się baaaardzo miło :) Ogólnie cały weekend był cuuudny :)
W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze do KTOSia do biura. Na szczęście awaria naprawiona :) Nie mogliśmy się poprzytulać na zapas hahaha 
No to w drogę.. Ponad 5 godz drogi przed nami. ehh... Szkoda, ze to tak szybko zleciało :) Juz czekam na kolejne spotkanie Kochanie :*

Po drodze oczywiście smsy od mamy: "Gdzie jesteście? Jak Kubus? Bo już Nam się tęskni".

Dotarliśmy. Mama ucieszona, że Kubuś w końcu wrócił. tata jeszcze był w pracy. Troszkę się rozpakowałam i poszłam do mamy... no to zaczęła się gadka...
- Gdzie tam spaliście?
- @ noce w motelu, a później u KTOSia i u jego siostry (żeby pokazać gościnność)
- To wy spaliście razem
- A Ty myślisz, ze musi coś być jak śpi się razem?
- No nie powiesz mi, ze leżeliście na baczność?
- No nie leżeliśmy, kochaliśmy się, a co?
No i .... zaczął się wykład o antykoncepcji :D

Kolejny raz zawołała mnie na rozmowe zadając pytanie: "Dlaczego KTOŚ się rozwodzi?"

I następna:
- Skoro mówisz, że myślicie o sobie poważnie, to znaczy, ze KTOŚ się tu przeprowadzi?
- Nie.
- Ty się tam przeprowadzisz?
- Tak.
- Aha 
I nie odzywała się do mnie przez 2 dni.

Wieczorem przyjechał tata i rzuca luźno:
- No i co przeprowadzasz się tam?
- Tak :)
- Mogła byś tam mieszkać?
- Tak :)
- W najbiedniejszym regionie Polski?
- Najbiedniejsze jest podkarpacie (mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam.. Byłam już taka zła, że masakra)
Ja jakoś nie postrzegam Polski w kategoriach biedniejszych i bogatszych regionów. Nie iwem co to ma do rzeczy...

Dla miłości warto walczyć cz. VIII

Ehh.... to już ostatni dzień. Od samego rana nie było mi do śmiechu, bo  myśli, że niedługo będziemy jechać nie nastrajały mnie pozytywnie. Każde takie rozstanie interpretuję jako pożegnanie.. Nie pożegnanie z KTOSiem w takim znaczeniu, ze nie wiem czy przyjedzie, ale taka rozłąka, że znowu nie będziemy się troszkę widzieć wprowadza smutny nastrój. W zasadzie za dużo z tego dnia nie pamiętam.
Była śliczna pogoda więc zaraz po śniadanku opatuliliśmy Kubusia i wyszliśmy na dworek. Słonko cuuudnie świeciło i grzało w miarę możliwości jak na październikowe promienie :) Z bratem wyjeżdżamy po obiedzie więc jeszcze kilka chwil mamy. Korzystaliśmy z nich :) Poszliśmy na spacerek z Kubusiem, ululaliśmy Go, wróciliśmy na drewnianą huśtawkę za domek :) Mama KTOSia ciągle powtarzała, żebyśmy zostali jeszcze, że przecież bratu nie spieszy się do domu itd... A brata nie było... bo jak się okazało pojechał z tatą i szwagrem KTOSia na grzyby... Złapałam się za głowę hahaha... Mój brat pojechał na grzyby?? Nie wierzę.. no chyba, ze wypić piwko hahha w to prędzej bym uwierzyła... po jakimś czasie wrócili z grzybami i piwkami hahah więc dołączyli do Nas na huśtawkę do momentu aż Kubuś się nie obudził :) Pilnowałam, zęby brat za duzo nie pił, bo przed Nim 350 km drogi...
Później znowu poszliśmy ululać Kubusia... Czekając w między czasie na obiad. Sami przysnęliśmy haha Kiedy wstałam podeszłam do okna i co zobaczyłam.. jak spod domku odjeżdża jakiś samochód... Po kilku chwilach wyszliśmy z pokoju.. i co się okazało...? Mój brat, KTOSia tata, wujek i szwagier pojechali.. znowu na grzyby. No to pięknie... Okazało się, że zostajemy hahahha i jedziemy jutro od rana :) W to mi graj :) Jeszcze jedna noc z KTOSiem :) Jeszcze kilka chwil dłużej się poprzytulamy.
Pod wieczór KTOŚ zawiózł rodziców do miasta, przywiózł Nam kilka rzeczy (bo przecież bagaże zostały u KTOSiowych rodziców w mieszkaniu, a na weekend zabraliśmy tylko potrzebne rzeczy) i pojechał do sklepu po piwka. Wieczorem oglądaliśmy film..."World War Z". Oczywiście to nie mój gatunek filmu... Horrory to nie moja bajka - choć to było w miarę do obejrzenia, bo gatunek mieszany. Ale i tak w pewnym momencie powiedziałam, że idę się kąpać... Nie dałam rady oglądać. KTOŚ poszedł ze mną haha, ale powiedziałam, żeby zmykał oglądać film..
 - Ale jak się wykąpiesz to przyjdziesz do mnie?
 - Tak Kochanie. Przyjdę :)
Poprzytulaliśmy się jeszcze kilka chwil i poszedł :) Więc wieczorek spędziliśmy też miło na oglądaniu filmu i przytulaniu się :) Tej nocy Kubuś przebudzał się co jakiś czas.

niedziela, 13 października 2013

Dla miłości warto walczyć cz. VII

Następnego dnia nie bardzo spieszyło Nam się ze wstawaniem...ale jak wiadomo przy maluchach.. Kubuś wojował już od jakiejś 8:00, a my kładąc się jakoś po 3:00 nad ranem za długo nie pospaliśmy ;/ Zjedliśmy śniadanko, posiedzieliśmy troszkę w domu i powoli zbieraliśmy się z KTOSiem do Jego siostry. Debata, którym samochodem jedziemy... Ustalone, że KTOSia... większy, wygodniejszy, szybszy...popakowaliśmy się i w drogę... Oczywiście zatrzymaliśmy się po piwa i wódkę. no bo jak to można byłoby jechać z pustymi rękoma?? a jak to w polskim zwyczaju... hahaha alko musi być. Dotarliśmy na miejsce.
W ogrodzie była poznana już mama KTOSia i jego szwagier. Luźny facet. Więc nie krępowałam się z niczym... od razu powiedziałam, że kiedyś przecież powiedziałam.."jak urodzę to przyjadę" :) i oto jestem tadaaaaam :P Bałam się spotkania z Jego siostrą, bo KTOŚ opowiadał mi, ze jak dowiedziała się o mnie to robiła mu wyrzuty, ze ma się zając synkiem, a nie kolejną panną... Chyba czas to zagoił.. z resztą KTOŚ też rozmawiał z Nią na ten temat nie raz. Na szczęście okazała się bardzo fajną kobietą / dziewczyną czy jak kto chce określać :) Atmosfera była bardzo miła, zostaliśmy z bratem ugoszczeni naprawdę wzorowo :) i naprawdę dobrze się czułam.. Oczywiście nachodziły mnie głupie myśli typu, że może wcale nie podobam się jego rodzicom, bo co to..  przyjechała samotna mama z dzieckiem i niby czego ona szuka u ich syna - nie dali mi tego odczuć, żeby nie było, ale jakoś tak sobie wkręciłam...;/ Z resztą wszyscy pili, a ja trzeźwiutka siedziałam wrr... Siostrze KTOSia do tego przy obiedzie wymsknęło się... imię jego żony w stosunku do mnie. Nie skomentuję jak się poczułam... Domyślam się tylko, ze faceci mają do tego inne podejście, ale Wy mnie zrozumiecie. Nie było to miłe. Oczywiście przeprosiła, a mnie wypadało się tylko uśmiechnąć i powiedzieć: "nie szkodzi". Ehh... Tłumaczyłam sobie później jeszcze przez długi czas, że ona jej nie lubi... i jakoś docierało, ale nie uśmiechałam się przez to wszystko jakąś godzinkę...lub dłużej. KTOŚ pytał co mi jest... ale co miałam niby powiedzieć? Mówiłam, że nic i czekałam aż w końcu mi przejdzie. Przeszło. 
Kubuś poszedł lulać po południu - coś długo mu zeszło, bo w między czasie poszliśmy na spacer: ja, KTOŚ, mój brat i KTOSia mama z psiakiem. Co prawda nie daleko, ale wyszliśmy poza ogrodzenie. Słoneczko tak cudnie świeciło, że grzechem było siedzieć w domu :) Obeszliśmy stawik dookoła i z powrotem. Usiedliśmy na drewnianej huśtawce za domkiem, pogadaliśmy, towarzystwo się zmieniało, przychodzili z piwami, szli już z pustymi butelkami itd... w pewnym momencie zostaliśmy sami... I KTOŚ zadał mi pytanie... za co ja Go tak kocham? Ehh... Ciężkie pytanie, bo drugiego człowieka kocha się nie za coś tylko pomimo :P a tak na serio to nie kochamy chyba za konkretne cechy tylko za to kim człowiek jest. Mój KTOŚ jest kochany, cierpliwy, nawet jak zwraca mi uwagę na coś to robi to normalnie, a nie krzyczy, jest opanowany (przeciwieństwo mnie), uwielbiamy się przytulać, lubimy te same filmy, ta sama muzyka Nam się podoba, podoba mi się Jego stosunek do rodziców i rodziny, to że jest pracowity, ambitny, lubi podejmować nowe wyzwania w pracy, nie boi się... Czy ma wady? Tak ma. Jak każdy z Nas. Ale wiem, ze nawet jeśli będę o coś zła to on cierpliwie mnie przytuli - nie powiem, że przetłumaczy mi, że nie mam o co się złościć, bo on nie jest z tych którzy lubią się kłócić więc jak coś to dusi w sobie. Będę starała się nad tym popracować, bo nawet jak jego coś będzie gryzło to też nie powie... a w związku trzeba przecież rozmawiać. Gdybym potrafiła czytać w jego myślach to nie byłoby problemu :) W między czasie jego szwagier robił Nam zdjęcia.. Wyszły cuuudnie :)
Poszliśmy do domu, bo przecież Kubuś jeszcze spał więc byłam ciekawa czy aż tak długo.. a tu proszę.. Kubuś bawi się z KTOSia mamą na kocyku hahaha Nawet nie zatęsknił hahaha
Wieczorkiem kolacja - ryby z własnego połowu. Osobiście nie jadam ryb, bo nie lubię się babrać ośćmi, ale te mi smakowały... Może jeszcze emocje mnie trzymały haha Zjadłam jedną i basta :) Tata KTOSia namawiał mnie jeszcze na kolejną, a jego mama mówi:
 - No daj jej spokój. Będzie chciała to weźmie.
 - Nie weźmie, bo się wstydzi.
 - Gdzie tam się wstydzi.
 - Wstydzi, wstydzi. Ty już nie pamiętasz jak Ty się wstydziłaś.
Hahaha i zjadłam kolejny kawałek ryby. Tym razem karpia, którego nie było czuć mułem :) Towarzystwo już dawno podchmielone, wódka już rozpoczęta :) Mój brat z mamą KTOSia jako jedyne osoby palące w towarzystwie chodzili na fajeczkę co jakiś czas. Tym razem wrócili i słyszymy kontynuację rozmowy, a raczej opowiadania KTOSia mamy: "...no tak, bo ona zawsze wypindrzona, musiała mieć paznokcie zrobione, w domu nie ugotowała tylko wolała w restauracjach się stołować..." Mnie już gula chodzi. Szwagier skomentował:
 - Ocho... już głupie tematy wchodzą
A ja na to (w nerwach oczywiście):
 - Ta... Kur**, nawet ja wiem o kim rozmawiają.
Ehh... temat żony chyba nie zniknie...
W końcu zaczęłam szykować kąpiel dla młodocianego i poszliśmy z KTOSiem go kąpać :) Nawet KTOSia siostra przyszła odwiedzić Kubusia golaska haha Później poszliśmy się usypiać. Kubuś pierwszy od ściany, później ja haha i za mną "na łyżeczkę" KTOŚ :) Chyba nawet towarzystwo trochę się pospało haha, ale obudziłam KTOSia, a On ściągnął mnie na dywan. Poprzytulaliśmy się, poleżeliśmy, ale chciałam wracać do reszty, żeby posłuchać o czym jeszcze będą mówili :P Babska ciekawość ;/ Ja już piłam mojego Radlerka haha i już troszkę lepiej mi się siedziało :) Wszyscy porozchodzili się do swoich pokoi więc i my czmychnęliśmy :) Położyliśmy się na dywanie, żeby Kubusiowi nie przeszkadzać. Przytulaliśmy się, rozmawialiśmy i zajmowaliśmy się sobą :)

sobota, 12 października 2013

Dla miłości warto walczyć cz. VI

Ehh.. dacie wiarę.. to była Nasza pierwsza wspólna noc.. Po takim czasie znajomości. Kiedy KTOŚ przyjeżdżał do mnie to oczywiście byłam już w ciąży więc nawet nie wychylałam się i nie mówiła rodzicom, ze chętnie spałabym poza domem. Na kochanie się zawsze można znaleźć czas i miejsce.. nie potrzeba do tego nocy...ale jakże cudnym uczuciem jest zasypianie i budzenie się razem, obok siebie :) Ehh... KTOŚ mógł pozwolić sobie na lulanie do 9:00 więc starałam się nosić Kubusia i zajmować Go czymś, żeby za dużo nie mówił  i nie chodził po śpiącym :) z różnym skutkiem, ale KTOSiowi nic nie przeszkadzało. Z resztą duże łóżko i wygodne :) Pojechał do pracy, a ja psychicznie przygotowana na dopłatę za drugą osobę w pokoju. Jakoś po 12:00 poszłam zapłacić za kolejną dobę, bo tak kończyła się obecna... Kiedy wróciłam do pokoju zaraz zadzwonił KTOŚ z zapytaniem czy już zapłaciłam... a ja na to, że tak.. więc powiedział, żebym poszła po kasę, bo tej nocy będziemy spali u Niego. Po kilkuminutowych namowach poszłam wszystko odkręcać i zaczęliśmy pakować się z bratek w tempie ekspresowym :) KTOŚ wyszedł wcześniej z biura, żeby przywitać Nas u siebie w domu, gdzie byli już rodzice i robili obiad dla Nas. Jeszcze przez tel powiedział, ze zostawi Nas na jakieś 2 godz z rodzicami, bo będzie musiał jechać do klientów.. więc powiedziałam, ze nie ma takiej opcji.., ze wolę jeździć te 2 godz po mieście i później się z Nim spotkać niż siedzieć skrępowana przez ten czas i spoglądać na zegarek wyczekując jego przyjazdu :) W końcu okazało się, że klienci zostali przełożeni na następny tydzień.
Ok. Przyjechaliśmy pod  blok, wypakowaliśmy tyle ile mogliśmy zabrać w ręce i poszliśmy. Poznaliśmy rodziców KTOSia :) ehh.. w końcu. Tyle o nich mówił i w końcu udało się ich poznać :) Mama zabiegana, wiecznie coś robi :) sprząta itd :) bardzo miła i rozmowna, a Tata zdystansowany, niewiele mówi, ale za to jak coś powie to odnosi się wrażenie, że jest to przemyślane :) Naprawdę fantastyczni ludzie i jeszcze widać ich wzajemną miłość :) Aż miło posłuchać jak jedno mówi do drugiego: "Kociu" :) Naprawde przemiło :) ale nie nadskakują sobie i nie mdli, żeby nie było :)
Zaraz był obiadek. Pomijam, ze nie mogłam Go jeść, bo zjadłam :) Jak mogłabym odmówić? W ciągu tych kilku dni zjadałam dość mało produktów, których nie mogę, ale.. raz kozie śmierć :) Oczywiście jedną ręką jadłam, a drugą trzymałam Kubusia..więc możecie sobie wyobrazić jakie to łatwe... w końcu położyłam Go na dywanie, ale nieopodal był duuuuży kwiatek i Kubusiowi od razu się spodobał, więc wrócił na kolana hahaha Kiedy KTOŚ skończył jeść zabrał małego do siebie :) To było baaaardzo miłe :*
Po obiadku KTOŚ zabrał rodziców do siostry poza miasto więc na noc w mieszkaniu zostaniemy my i brat. Wieczorem brat poszedł po piwka i po winko dla Nas i tak sobie siedzieliśmy. Kubuś ładnie bawił się i co jakiś czas ktoś mu potowarzyszył. Kiedy był już marudny, ululałam Go i wróciłam. Oczywiście winka wypiłam aż kieliszek hahaha Późno poszliśmy spać :)

Dla miłości warto walczyć cz.V

Następnego dnia rano wstaliśmy z Kubusiem... Poleżeliśmy w łóżku, bo przecież nigdzie Nam się nie spieszyło :) Z resztą czekałam aż zaśnie, żeby ogarnąć siebie :) W końcu zasnął. Czekałam aż brat przyjdzie, bo wypadałoby podjechać gdzieś do sklepu na zakupy. Nie miała chyba nic do jedzenia oprócz Kubusiowych kaszek i chlebka ryżowego. Nagle usłyszałam alarm swojego samochodu... Oooo brat wstał :) pewnie zapomniał zabrać coś z samochodu i przyjdzie :) to ustalimy co i jak później będziemy robić :) Otwieram drzwi od pokoju i co widzę...? Brama otwiera się i brat wyjeżdża... wrr.. nie muszę opisywać złości.. bo na zegarku zbliżała się już godz. 12:00, a ja czułam się jak w zamknięciu.. do tego pogoda cuuudna, bo słoneczko już świeciło, czyste niego :) Żyć nie umierać :) Oczywiście napisałam bratu sms'a, ze chyba sobie jaja robi, ze ja też bym coś zjadła.. na to od dzwoni, żebym fochy sobie darowała hahaha wrrr... i zebym zadzwoniła jak Kubuś się obudzi to pojedziemy gdzieś.
Kubuś wstał, brat przyszedł, ja już ztiuningowana.. pojechaliśmy do biura do KTOSia na kawkę :)... Po pracy w biurze miał jeszcze pracę w terenie więc musieliśmy sobie zorganizować czas z bratem :) Pojechaliśmy do Zwierzyńca zobaczyć kościółek na wodzie. Środek tygodnia do tego październik dość chłodno jak na spacery i wycieczki więc nie zastaliśmy tam prawie żywej duszy :) Wstawię Wam zdjęcie z sieci, ponieważ jak my byliśmy to nie było tak urokliwie - pogłębiali akurat staw otaczający kościółek:


Przeszliśmy z bratem kawałek, a ponieważ było dość chłodno to zaraz wracaliśmy. Po drodze zadzwonił KTOŚ. (Wcześniej dzwonił i mówił, ze mama dotarła, że mamy przyjść na obiad, ale ciut później, bo chwile musi odpocząć). Tym razem zadzwonił, że póki co z obiadu nici więc mamy szykować się na jutro. Nawet kiedy powiedział mamie, że może będzie miał synka jak rura pozwoli to jego mama powiedziała, ze najwyżej będę przedstawiona jako ciocia i po problemie. Tylko, ze KTOŚ bał się, że może powiedzieć do mnie np Kochanie przy małym... No cóż.. Ja i tak boję się spotkania z małym... Boję się, ze mnie nie polubi, bo ja ogólnie nie mam podejścia do dzieci...ale tym razem chyba jest ciut za wcześnie, bo nie mają rozwodu. A nie chcę, żeby rura robiła jakieś problemy w sądzie. Na szczęście obiadku nie było więc nie było i problemu. My z bratem pojechaliśmy na małe zakupy, a KTOŚ zamówił pizze i przyjechał do Nas do motelu. Na krótko póki co, bo miał synka na 2 godzinki i później przyjechał znowu :) 
Synka miał tak krótko, bo mały poszedł do szkoły, po szkole zje obiadek, odpocznie i bierze się za odrabianie lekcji.. Więc KTOŚ widział go dopiero ok 17:00-19:00. Swoją drogą czy dzieci w pierwszej klasie podstawówki mają już lekcje zadawane do domu??
KTOŚ przyjechał i niedługo miał znowu jechać, bo do mamy przyjechała koleżanka albo ciocia i trzeba było ją odwieźć. Zdążyliśmy tylko poleżeć troszkę, poprzytulać się i pojechał. Tym razem miał zostać na noc :) Nie do końca dobrze się czuł, bo przeziębienie jakieś si odzywało wiec nie był pewien czy zostanie... Ja to ja, ale chodziło pewnie o Kubusia. No, ale po kilku chwilach dzwoni i pyta: "czy chce  Ratlerka?"... hmmm... no to zastanawiam się po co oferuje mi psa... czy ta ciocia ma do sprzedania czy jak... hahaha no to pośmiał się ze mnie troszkę i powiedział, że Radlerka - takie piwo... :P No cóż.. przecież ja prawie 2 lata nie piję piwa więc nie znam alkoholowych nowości rynkowych. Miałam wybaczone hahaha Radler 2% alk. ale poczułam go hahaha KTOŚ przyjechał. Kiedy piliśmy wznieśliśmy toast.. ja za rozwód, a KTOŚ za ślub :) Później Kubuś ładnie zasnął i nawet się nie budził :) a my zajęci sobą :P w tle w tv leciał film: "Ile waży koń trojański?" i piosenka Mannamu "Przyszłam na świat po to" :)

"Przyszłam na świat po to
Aby spotkać ciebie
Ty jesteś moim słońcem
A ja twoim niebem
Po to jesteś na świecie
By mnie tulić w ramionach..." La la la :)

czwartek, 10 października 2013

Dla miłości warto walczyć cz. IV

Mój KTOŚ był w szoku chyba przez cały Nasz pobyt. Pierwszego dnia pojechaliśmy zaraz do motelu na noclegi, żeby Nam rezerwacja nie przepadła. Okazało się, że KTOSia mama ma przyjechać następnego dnia zza granicy więc uda mi się i ją poznać :) Za noclegi płaciliśmy z doby na dobę. Wzięłam dwa pokoje :) żeby KTOŚ nie krępował się jak przyjdzie na noc :):):):) Brat dostał pokój 4-osobowy więc mógł się ganiać hahaha a my dostaliśmy 2-osobowy z duuużą łazienką i lustrem od samej podłogi. Lustro było najlepszą zabawką dla Kubusia. Jak tylko widział siebie od razu uśmiech od ucha do ucha :)


Mój KTOŚ był jeszcze w pracy, a po miał jechać do domu sprzątać :) W końcu jadąc do Niego w tygodniu liczyłam się z tym, że dni będzie miał zajęte. Wypełnione pracą, synkiem itd... Dla mnie najważniejsze było, że znowu mnie przytula, że tego chce, że jest blisko :)
Po kilku chwilach zadzwonił, że sprząta i możemy do Niego przyjechać :) Ehh... niech robi co chce ja mogę siedzieć obok i np. pomóc... Brat np. zajmie się Kubusiem, a my posprzątamy wszystko i będziemy mieli wolny wieczór :) Pojechaliśmy z bratem.. może 1 km drogi (wybierałam specjalnie blisko nocleg, zebym mogła nawet na nogach z Kubusiem do KTOSia jechać :) ). Dojechaliśmy w końcu... ehh... pod jego blokiem też nie raz "chodziłam" na GoogleMaps haha poszukiwania klatki.. znaleźliśmy i wchodzimy na górę... Pamiętam jak kiedyś przez Skype oprowadzał mnie po mieszkaniu :) Cudne uczycie móc zobaczyć to wszystko na żywo :) Narobił kanapek - zjedli z bratem, a mnie oddał swój obiadek. Ehh... (Dziękuję Kochanie :*).. Mimo, ze za dużo rzeczy jeść nie mogę to przez ten czas jadłam wszystko, żeby nie robić nikomu przykrości z jednej strony, a z drugiej i tak tęskniło mi się za normalnym jedzonkiem. Jadłam normalnie, ale ilości były niewielkie więc chyba Kubusiowi nic nie będzie :) 
Siedzieliśmy z KTOSiem, przytulaliśmy się... a brat biedny siedział na przeciwko. Później mówi do brata:
- Widzisz.. I tak do niedzieli :)
W pewnym momencie brat powiedział, że idzie do motelu. Kupił piwko po drodze, ściągnie sobie jakiś film, odpocznie po podróży i po przepracowanych tygodniach... Nie powiem byłam lekko zdziwiona, ale przecież na siłę nie będę Go trzymała. Może rzeczywiście był zmęczony. 
Kubuś bawił się na dywanie u KTOSia rodziców w pokoju, skrabał się po gałkach na szafki, bawił się zabawkami i co chwilę sprawdzał czy się Nim interesujemy. Sprawdzał wzrokiem, uśmiechem czy marudzeniem :) A my leżeliśmy na łóżku i.. przytulaliśmy się.. oczywiście patrząc co Kubuś robi i co jakiś czas bawiąc się z Nim. KTOŚ wziął się za sprzątanie.. mówiłam, ze pomogę, ale On uparcie mówił, ze nie.. wrr... Sprzątał i co chwila przychodził po buziaka :) 
Zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć co i jak, ze wszystko w porządku i zeby dać jej Kubusia do telefonu... I co?? więcej dzwonić nie będę. Nasłuchałam się, że Kubuś jeszcze o 21:00 nie śpi itd.. (a o której zasypia normalnie? Różnie. Zależy ile razy śpi w ciągu dnia. Normą jest zasypianie nawet po 23:00 - jak dzisiaj). Wrr...
Kiedy mój KTOŚ skończył sprzątać, wrócił do Nas :) Położyliśmy się... zajmując się sobą.... i słyszymy... marudzenie.. czyli "Halo.. ja też tu jestem" :) A ponieważ był to czas spania Kubusia.. pierwsza oznaka, żeby się kłaść :) położyłam Go u KTOSia rodziców w pokoju. Zasnął... Więc my poszliśmy do pokoju KTOSia :) mrr... Dał Nam jakieś 30-40 min i obudził się. Dał znać, ze już nie śpi i gdzie wszyscy są? :) A ponieważ KTOSia tata niedługo miał wrócić z pracy to zbieraliśmy się (wcześniej KTOŚ opowiadał, że jak zadzwonił do taty mówiąc, że przyjechała to tata powiedział, żeby zmienił pościel w gościnnym :) ).
Pojechaliśmy do motelu... KTOŚ zaparkował przed portiernią. Pan jeszcze siedział, ale drzwi zamknięte. Podchodzi do nas i mówi, że portiernia jest czynna tylko do 23:00 i że mamy szczęście. Dał mi klucze od bramy tylko, żeby spowrotem otworzyć ją KTOSiowi musiałabym wyjść z pokoju i zostawić Kubusia, dlatego nie wjeżdżaliśmy na teren parkingu. Nagle portier zaczął mi wmawiać, że przecież mówił, ze jest furtka obok i portiernia czynna do 23:00. Wrr... Nie kłóciłam się już, bo może rzeczywiście byłam w amoku i pod wpływem tych całego ogromu emocji nie wszystko do mnie docierało :)
Przechodząc obok Naszego budynku słyszałam męskie głowy... Dwa pokoje obok Naszego - pokój zajęty. Przed Nim stoi trzech chłopa i jara fajki...wrr.... Na szczęście to nie gówniarstwo. Kiedy weszliśmy po schodach (bo do pokoju było wejście z takiego jakby tarasiku - nie wiem jak to nazwać). KTOŚ niósł Kubusia w nosidełku.. jeden z tych facetów mówi:
- Ooooo.. Macie dzidziusia.
Ja: No mamy, mamy. Nie będziecie mogli przez Niego w nocy spać :P
I zaczął Nam opowiadać, że na dole jest taka jakby kuchnia i można sobie coś podgrzać np dla maluszka - hmm... o tym portier na bank mi nie powiedział. Weszliśmy z KTOSiem do pokoju. Powiedział, ze nie wiedział, ze są tu noclegi. A ten pawilonik w którym spaliśmy jest piętrowy. Brat spał na parterze, a my na piętrze. Pawilon znajduje się na terenie fabryki rajstop :) i zaadaptowali kilka pomieszczeń na noclegi. I myślę, że im to idzie. Nasze dwa pokoje tam to jeden nocleg ze śniadaniem u Nas.. ;/
Kochany KTOŚ poczekał z Kubusiem do czasu aż się wykąpię... Ululałam Kubusia... Porozmawialiśmy jeszcze troszkę z KTOSiem i poszedł. Nie chciałam Go trzymać, bo do pracy następnego dnia, a i tak był zmęczony. Podczas rozmowy wziął moją dłoń, podniósł koszulkę, położył moją dłoń na swojej piersi i powiedział: "Moje serce należy do Ciebie".ehh.... pewnie znowu włączyła mi się gadka o rozwodzie :P Warto poczekać :)


wtorek, 8 października 2013

Dla miłości nie zawalczysz?

Dziewczyny jak Wy tak możecie pisać? Nie zawalczyłybyście? Gdybyście naprawdę kochały? NIE WIERZĘ. Kiedy on nie odpisuje na Twoje sms'y. Czujesz, że mu na Tobie zależy, ale coś stoi na przeszkodzie i np. są to właśnie niedopowiedzenia... 
Trzeba walczyć o to czego pragniemy. Rozumiem, że są rzeczy nie do przeskoczenia... na które nie masz wpływu, ale jeśli kochasz to ryzykujesz. Jeśli kochasz to robisz wszystko, żeby było znowu cuuudownie.
Jadąc do KTOSia brałam pod uwagę porażkę. Tak. Bo nie miałam wpływu na to co robił i co u Niego działo się przez te pare tygodni.. ale wiedziałam, że póki nie zaryzykuje, nie pojadę... to nie dowiem się czy zrobiłam wszystko, żeby znowu BYŁ. A tak szczerze mówiąc... Spodziewałam się, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać... tylko, ze wiedziałam już, że jeśli teraz nic nie wyjdzie z mojego przyjazdu to pojadę drugi raz za kilka miesięcy.. czyli jak śniegi stopnieją, bo dla mnie to póki co strach jeździć zimą... nawet po mieście - wsiadam za kółko jak muszę..a czasem muszę ;/ Także pamiętajcie... jak wyrzucają drzwiami to trzeba wchodzić oknami :)

Życzę Wam byście nie znalazły się w takiej sytuacji jak ja... ale.. jeśli u Was będą takie okoliczności... to wspomnijcie moją historię :) DLA CHCĄCEGO NIC TRUDNEGO... i warto walczyć o to w co wierzymy. Znajdźcie w sobie taką siłę :) Ściskam :)

Dla miłości warto walczyć cz. III

Wstaliśmy z bratem z samego rana.. czyli o 6:00 :) pakowanie, ostatnie rzeczy do zabrania z listy.. jeszcze słuchanie od rodziców, że mama Kubusia zabiera tak daleko od babci i dziadziusia itd...
7:20 wyjazd. ehh... w końcu. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, żeby się zatrzymać, żeby cofnąć, żeby jednak nie jechać. Tak. Jadąc byłam przygotowana na wiele różnych wersji. Migały mi w głowie nieustannie - ale chyba taka już moja uroda, że potrafię się nakręcać ;/
Byłam niewyspana,ale spać też nie dałam rady w drodze. Brat prowadził cały czas. Kubuś grzeczniutki - spał prawie 3 godz z całej podróży. Do tego w trasie leciała jeszcze Nasza piosenka...ehh... łzy leciały... W końcu zobaczyłam na GPSie, ze do celu pozostało jeszcze 10 km
9 km
8 km
7 km
6 km
5 km
4 km 
3 km
2 km
1 km
Cieszyłam się, ze już coraz bliżej. Cieszyłam się, ze jestem w tym samym miejscu co ON. W miejscu gdzie On żyje, gdzie przebywa. Miasto rozkopane, ale co tam. I tak mi się podobało. Z resztą ja bardzo lubię małe miasteczka. Każde ma swój klimat. Żyje się tam wolniej.
Nie raz odwiedzałam jego miasto na GoogleMaps haha więc wiedziałam mniej więcej gdzie zaparkujemy i gdzie mam iść :) Założyłam buty na obcasie i wysiadłam z samochodu. Napisałam do rodziców i znajomych, ze dojechaliśmy, żeby nikt w trakcie rozmowy nie przeszkadzał. IDE. Wchodząc do budynku widzę jego plakat... Serce bije szybko... wchodzę na górę...Staję przed drzwiami do biura... serce wyskakuje z piersi...

PUK PUK

PROSZĘ...

Ehh... no to wchodzę. Raz kozie śmierć. Widząc Jego zaskoczoną minę... ehh... BEZCENNE :) Nie żałuję żadnego przejechanego kilometra.. nawet jeśli odprawi mnie z kwitkiem. Zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście mogłam mówić i mówić, a On nadal nie wierzył, ze tam jestem.. On patrzył na mnie... ja cała roztrzęsiona... Ja wyjaśniałam, On słuchał.. Pytał co dalej... Ale powiem Wam..., że bałam pierwszy raz do Niego jechać.. dlatego, ze daleko...,ale jak wykombinowałam brata to już luzik.. i teraz odnoszę wrażenie, ze jest bliżej do mojego KTOSia :) Troszkę rozmawialiśmy. Nie wrócił do żony. Nadal mnie kocha, ale to i tak nie było istotne w perspektywie tego co z Nami dalej. Powiedziałam, ze On będzie do mnie przyjeżdżał i ja będę do niego przyjeżdżała, że damy radę jeśli oboje tego chcemy... Oczywiście podczas rozmowy cały czas trzymał mnie za rękę :):):):):) I w końcu powiedział to na co czekałam... "Długo będziesz tam jeszcze siedziała, czy w końcu mnie przytulisz?" Ehh... :) KOCHAM CIĘ :*

poniedziałek, 7 października 2013

Dla milosci warto walczyc cz.II

Wtorek zaczęłam od sms'a do brata: "Załatw wolną środę. Proszę Cię". Już mnie tak nosiła, że jest to nie do opisania. Jedyne co mnie ograniczało to Kubuś. Nienawidzę tego uczucia, bo nie lubię być zależna od kogoś innego, a w tym przypadku byłam od brata. Ale przecież wszystko jest do przeskoczenia :)
Już nawet nie wiem o której wstałam, ale wiem, że spać nie mogłam... tej tak jak i poprzedniej. Wyciągnęłam kartkę i długopis, żeby zapisywać sobie wszystko co przyjdzie mi do głowy do zabrania.. Później wyciągnęłam torbę do pakowania i zabrałam się za szafę. Ponieważ sporo schudłam to musiałam mniej więcej przymierzyć co możnaby zabrać.. no i w co ubrać się pierwszego dnia. Mój KTOŚ nie jest z tych, którzy patrzą bezwzględnie tylko na wygląd.. ale nie oszukujmy się... haha 
Stojąc przed lustrem, rozpuściłam włosy.. i co...? odrosty.. wiec sms do mamy z prośbą o nr tel do fryzjera... Dostałam go.. dzwonie... Usłyszałam, że po 16:00 wszystko wypełnione po brzegi, że mnie nie wciśnie na farbowanie.. co najwyżej na strzyżenie. Powiedziałam, ze bardzo mi zależy, bo farbuję ichniejszymi farbami (Firma CeCe - ja jej wcześniej nie znałam) włosy i troszkę boję się iść do innej fryzjerki... Nie pomogło... ale poszłam o 12:00.. czyli miałam na wyjście jakieś 30 min. więc zabrałam Kubusia i pojechaliśmy. Nie będę ze szczegółami opowiadała jak Kubuś się zachowywał... niestety była to jego godzina spania...po drodze nie zasnął więc po kilkudziesięciu minutach znudziło mu się przesiadywanie i oglądanie dziwnie wyglądającej mamy z farbą na głowie. Pod koniec wizyty.. czyli suszenie włosów i zmywanie nadmiaru farby ze skóry odbyło się na najwyższych obrotach, żeby nie drażnić małego :) Ledwo wyszłam i kaput... zasnął :)
Wróciłam do domu kończyć pakowanie. Do brata w między czasie napisałam kilka sms'ów typu "i co?" haha w końcu zadzwonił i powiedział, ze jeszcze nie gadał, ale zaraz pójdzie. więc czekałam, czekałam i czekałam... Wkurzyłam się i zadzwoniłam do kuzyna nagrać temat w razie czego.. i zeby zarezerwować sobie Go na środę :) Zaraz brat napisał, że jednak może :):):):):):):):):):) Radości nie muszę opisywać :)
Kończyłam pakowanie i zaraz wyszliśmy z spacer z Kubusiem po babcię. Jak moja mama dowiedziała się, ze jedziemy to oczywiscie nasłuchałam się, ze jestem nienormalna, ze głupio robię itd...
Czy to jest normalne, ze rodzice tak mówią? Czy tylko ja odbieram to jako podcinanie skrzydeł? Czy tylko ja w takich chwilach mam napływ myśli w głowie dotyczących tego.. ile rzeczy w życiu nie zrobiłam, bo rodzicom się nie podobało?? ehh... Powiedziałam, ze i tak pojedziemy czy jej się to podoba czy nie.
Później gadka się zmieniła.. ciągle było do Kubusia: "Gdzie ta mama Cię zabiera?" itd... Rodzice zajęli się Kubusiem, a ja kończyłam pakowanie. Nasłuchałam się też, żebyśmy ostrożne jechali, ze zabieranie tak małego dziecka w tak daleką drogę to nie jest dobry pomysł itd... To wkurza, denerwuje i kopie po dupie... ehh...

czwartek, 3 października 2013

Dla milosci warto walczyc - cz.I

Wiec... Nie pisalam wczesniej,zeby nie zapeszac... Ale teraz wszystko nadrabiam ;)
W poniedzialek wieczorem doszlam do wniosku,ze nie odzyskam mojego KTOSia przez smsy,maile czy telefony. W zasadzie nie odpowiadal na moje smsy. Ehh... Wiec pomyslalam,ze trzeba pirozmawiac z Nim w cztery oczy. Jak? Przecuez Kubus malutki... Naslucham sie od rodzicow. Ze gdzie ja go ciagne,po co itd... Ehh...
Ale... Kto nie ryzykuje ten nie ma ;) polecialam zaraz do brata do pokoju zapytac czy on u siebue musi brac urlop czy mowi ze go nie bedzie w pracy i to wystarczy. Powiedzial,ze wystarczy,ze powiw,ze go nie ma. No to ciagne temat dalej. Czy zalarwilby sobie wolny pt. No tak bo robote koncza w srode wiec pt ma wolny. Ale zapytal o co chodzi. Wiec mowie,zeby pojechal ze mna do KTOSia,bo Kubusia rodzicom nie zostawie-nie poradza sobie z nim...a poa tym beda brali wolne...wiec musze wziac jego,zeby Kubus w samochodzie nie siedzial z tylu sam. Pozniej pisze do mojej K. ,ze wyjazd zalatwiony,a ona na to,ze moze im szybciej tym lepiej... Bo w koncu przyszlo mi do glowy,ze KTOS mogl wrocic do zony :( bo moze dlatego nie ma jeszcze rozwodu. Ehh.. Wiec... Szybko. Ide raz jeszcze do brata do pokoju i pytam kiedy najwczesniej mozemy jechac? On na to... "a kiedy mamy jechac?". Wiec mowie... W srode. Bedzie musial zalatwic w pracy.
Chwila moment. Impuls. Spontan. Musi sie udac ;)