wtorek, 17 września 2013

Dawna znajomość... cz. I

Czy można być kochanym przez kilka lat nie wiedząc o tym? Dlaczego tak dziwnie i różnie układa się życie? Dlaczego dokonywanie wyborów jest tak trudne? Dlaczego nie możemy mieć jednocześnie rybek i akwarium? Ale do sedna.



Cofnijmy się o jakieś 5 lat. Kim wtedy byliście? W jakim miejscu swojego życia? Ja byłam wtedy wolna. Był to czas imprez. Studiowałam zaocznie, pracowałam w hotelu na zmiany, miałam super kumpele na imprezy i imprezowałam od wt do nd - tak były otwarte kluby. W pon chyba załoga się regenerowała haha. Należę do osób nieśmiałych :P haha, ale wystarczało po jednym piwku by wyjść na parkiet. Nie chodziłam na dyskoteki by "wyrwać" faceta, ale po to, żeby potańczyć. Sama oczywiście ;) Miałam swój ulubiony klub. Byłyśmy z kumpela tam za każdym razem kiedy wyszłyśmy z domu. Zawsze plan był taki: kupowałyśmy winko i szłyśmy do zaprzyjaźnionej knajpki, gdzie winko dawałyśmy komuś kto był akurat za barem, dostawałyśmy dwie szklaneczki i nasze winko było Nam rozlewane :) Moja dyskoteka była ze dwie uliczki dalej... więc początkowo trochę z M. rozmawiałyśmy i szłyśmy dalej. Przechodziłyśmy obok mojego hotelu więc zawsze wiedziałam kto jest na dyżurze w recepcji i na ochronie :) - w razie czego :)


Dochodziłyśmy do klubu... Z widzenia znała Nas już ochrona, znał Nas też facet w szatni więc zawsze miałyśmy fory przy tłumie ludzi zalegających i czekających na numerek :) Uderzałyśmy na górę, gdzie były dwie salki. Jedna w ciągu dnia była traktowana jak restauracja, wieczorkiem była dyskoteka. Duży bar, kilku barmanów i impreza do jakiejś 2:00. Z tego pomieszczenia wychodziło się na ogromny taras, gdzie był kolejny bar. Latem dawało to świetny klimat :) Na parkiecie królowała muzyka dyskotekowa...R'n'B czy HH. Druga salka ciut mniejsza, mniejszy barek, zazwyczaj jeden barman i dyskoteka chyba do 5:00. Zostawałyśmy zawsze do samego rana, bo ja rzadko w nocy wracałam do domu. Powód? Moje osiedle umiejscowione jest w małym lasku. Albo inaczej. Żeby dojść do bloku musiałam pokonać lasek, bo autobusy nocne zatrzymywały się kawałek od osiedla. W lasku dochodziło do gwałtów, napadów itd..;/ W pewnym momencie, wychodząc na miasto brałam do portfela kasę na piwo i na taksówkę. Taksówkarze mieli ze mną dobrze. Dostawali napiwek za to, ze bezpiecznie dowieźli mnie do domu. Tak wiem. To ich praca, ale bałam się nawet tego, ze siedząc już w samochodzie wywiozą mnie gdzieś ;/  Ale i tak wracałam do domu nad ranem, bo po imprezie zawsze szłyśmy do Sphinx'a na duże kanapki. Ehh... Wspomnienia BEZCENNE :)


Na tych imprezach poznawałyśmy różnych kolesi. Patrząc z perspektywy czasu cieszę się, że mimo różnych "przygód" nigdy nic Nam się nie stało.

C.D.N. :)

8 komentarzy:

  1. Nie każ nam długo czekać na ciąg dalszy :) Ehh, też lubię te moje wspomnienia, kiedy byłą jeszcze młoda, piękna i bez zobowiązań... Nie żeby teraz było mi źle, ale to są po prost dwa różne światy, których nigdy nie da się ze sobą porównać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak... ciąg dalszy nastąpi :) haha
      Fakt, nie można pogodzić wygłupów z poważnym życiem rodzinnym :)
      Ale wspomnienia są.

      Usuń
  2. Ojojoj widzę, że prędzej, czy później, wszystkie nas bierze na wspomnienia na temat imprezowego życia "sprzed", czyt. z "poprzedniego żywota" :) Fajne to były czasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest co wspominać :) Ale z drugiej strony nie można tylko żyć wspomnieniami :) :P

      Usuń
  3. 5 lat temu broniłam magisterkę i zaczynałam przygotowania do ślubu i wesela:D O matko, a wydaje się, jakby to było wczoraj:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja 5 lat temu byłam już żoną, w nowym świecie, pogrążona w walce o to na czym mi zależało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ehhh.. każdy z Nas o coś walczy... Niestety najgorsze są walki o coś... na co nie mamy wpływu...;/

      Usuń