niedziela, 13 października 2013

Dla miłości warto walczyć cz. VII

Następnego dnia nie bardzo spieszyło Nam się ze wstawaniem...ale jak wiadomo przy maluchach.. Kubuś wojował już od jakiejś 8:00, a my kładąc się jakoś po 3:00 nad ranem za długo nie pospaliśmy ;/ Zjedliśmy śniadanko, posiedzieliśmy troszkę w domu i powoli zbieraliśmy się z KTOSiem do Jego siostry. Debata, którym samochodem jedziemy... Ustalone, że KTOSia... większy, wygodniejszy, szybszy...popakowaliśmy się i w drogę... Oczywiście zatrzymaliśmy się po piwa i wódkę. no bo jak to można byłoby jechać z pustymi rękoma?? a jak to w polskim zwyczaju... hahaha alko musi być. Dotarliśmy na miejsce.
W ogrodzie była poznana już mama KTOSia i jego szwagier. Luźny facet. Więc nie krępowałam się z niczym... od razu powiedziałam, że kiedyś przecież powiedziałam.."jak urodzę to przyjadę" :) i oto jestem tadaaaaam :P Bałam się spotkania z Jego siostrą, bo KTOŚ opowiadał mi, ze jak dowiedziała się o mnie to robiła mu wyrzuty, ze ma się zając synkiem, a nie kolejną panną... Chyba czas to zagoił.. z resztą KTOŚ też rozmawiał z Nią na ten temat nie raz. Na szczęście okazała się bardzo fajną kobietą / dziewczyną czy jak kto chce określać :) Atmosfera była bardzo miła, zostaliśmy z bratem ugoszczeni naprawdę wzorowo :) i naprawdę dobrze się czułam.. Oczywiście nachodziły mnie głupie myśli typu, że może wcale nie podobam się jego rodzicom, bo co to..  przyjechała samotna mama z dzieckiem i niby czego ona szuka u ich syna - nie dali mi tego odczuć, żeby nie było, ale jakoś tak sobie wkręciłam...;/ Z resztą wszyscy pili, a ja trzeźwiutka siedziałam wrr... Siostrze KTOSia do tego przy obiedzie wymsknęło się... imię jego żony w stosunku do mnie. Nie skomentuję jak się poczułam... Domyślam się tylko, ze faceci mają do tego inne podejście, ale Wy mnie zrozumiecie. Nie było to miłe. Oczywiście przeprosiła, a mnie wypadało się tylko uśmiechnąć i powiedzieć: "nie szkodzi". Ehh... Tłumaczyłam sobie później jeszcze przez długi czas, że ona jej nie lubi... i jakoś docierało, ale nie uśmiechałam się przez to wszystko jakąś godzinkę...lub dłużej. KTOŚ pytał co mi jest... ale co miałam niby powiedzieć? Mówiłam, że nic i czekałam aż w końcu mi przejdzie. Przeszło. 
Kubuś poszedł lulać po południu - coś długo mu zeszło, bo w między czasie poszliśmy na spacer: ja, KTOŚ, mój brat i KTOSia mama z psiakiem. Co prawda nie daleko, ale wyszliśmy poza ogrodzenie. Słoneczko tak cudnie świeciło, że grzechem było siedzieć w domu :) Obeszliśmy stawik dookoła i z powrotem. Usiedliśmy na drewnianej huśtawce za domkiem, pogadaliśmy, towarzystwo się zmieniało, przychodzili z piwami, szli już z pustymi butelkami itd... w pewnym momencie zostaliśmy sami... I KTOŚ zadał mi pytanie... za co ja Go tak kocham? Ehh... Ciężkie pytanie, bo drugiego człowieka kocha się nie za coś tylko pomimo :P a tak na serio to nie kochamy chyba za konkretne cechy tylko za to kim człowiek jest. Mój KTOŚ jest kochany, cierpliwy, nawet jak zwraca mi uwagę na coś to robi to normalnie, a nie krzyczy, jest opanowany (przeciwieństwo mnie), uwielbiamy się przytulać, lubimy te same filmy, ta sama muzyka Nam się podoba, podoba mi się Jego stosunek do rodziców i rodziny, to że jest pracowity, ambitny, lubi podejmować nowe wyzwania w pracy, nie boi się... Czy ma wady? Tak ma. Jak każdy z Nas. Ale wiem, ze nawet jeśli będę o coś zła to on cierpliwie mnie przytuli - nie powiem, że przetłumaczy mi, że nie mam o co się złościć, bo on nie jest z tych którzy lubią się kłócić więc jak coś to dusi w sobie. Będę starała się nad tym popracować, bo nawet jak jego coś będzie gryzło to też nie powie... a w związku trzeba przecież rozmawiać. Gdybym potrafiła czytać w jego myślach to nie byłoby problemu :) W między czasie jego szwagier robił Nam zdjęcia.. Wyszły cuuudnie :)
Poszliśmy do domu, bo przecież Kubuś jeszcze spał więc byłam ciekawa czy aż tak długo.. a tu proszę.. Kubuś bawi się z KTOSia mamą na kocyku hahaha Nawet nie zatęsknił hahaha
Wieczorkiem kolacja - ryby z własnego połowu. Osobiście nie jadam ryb, bo nie lubię się babrać ośćmi, ale te mi smakowały... Może jeszcze emocje mnie trzymały haha Zjadłam jedną i basta :) Tata KTOSia namawiał mnie jeszcze na kolejną, a jego mama mówi:
 - No daj jej spokój. Będzie chciała to weźmie.
 - Nie weźmie, bo się wstydzi.
 - Gdzie tam się wstydzi.
 - Wstydzi, wstydzi. Ty już nie pamiętasz jak Ty się wstydziłaś.
Hahaha i zjadłam kolejny kawałek ryby. Tym razem karpia, którego nie było czuć mułem :) Towarzystwo już dawno podchmielone, wódka już rozpoczęta :) Mój brat z mamą KTOSia jako jedyne osoby palące w towarzystwie chodzili na fajeczkę co jakiś czas. Tym razem wrócili i słyszymy kontynuację rozmowy, a raczej opowiadania KTOSia mamy: "...no tak, bo ona zawsze wypindrzona, musiała mieć paznokcie zrobione, w domu nie ugotowała tylko wolała w restauracjach się stołować..." Mnie już gula chodzi. Szwagier skomentował:
 - Ocho... już głupie tematy wchodzą
A ja na to (w nerwach oczywiście):
 - Ta... Kur**, nawet ja wiem o kim rozmawiają.
Ehh... temat żony chyba nie zniknie...
W końcu zaczęłam szykować kąpiel dla młodocianego i poszliśmy z KTOSiem go kąpać :) Nawet KTOSia siostra przyszła odwiedzić Kubusia golaska haha Później poszliśmy się usypiać. Kubuś pierwszy od ściany, później ja haha i za mną "na łyżeczkę" KTOŚ :) Chyba nawet towarzystwo trochę się pospało haha, ale obudziłam KTOSia, a On ściągnął mnie na dywan. Poprzytulaliśmy się, poleżeliśmy, ale chciałam wracać do reszty, żeby posłuchać o czym jeszcze będą mówili :P Babska ciekawość ;/ Ja już piłam mojego Radlerka haha i już troszkę lepiej mi się siedziało :) Wszyscy porozchodzili się do swoich pokoi więc i my czmychnęliśmy :) Położyliśmy się na dywanie, żeby Kubusiowi nie przeszkadzać. Przytulaliśmy się, rozmawialiśmy i zajmowaliśmy się sobą :)

2 komentarze:

  1. Ehh, wyjazd się udał nie ma co, naprawdę warto walczyć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oho, intensywne kilka dni mialas! :)
    A temat bylej KTOSia bedzie niestety powracal... Nawet jak sie rozwioda, bo zawsze bedzie matka jego syna... :(

    OdpowiedzUsuń