środa, 16 października 2013

Dla miłości warto walczyć - ponadprogramowo

To taki mój malutki, króciutki dodatek o którym bardzo chcę pamiętać, a nie "wkliciłam" go we wspomnienia :) Bardziej chodzi mi o to, żeby zaznaczyć, że rozmawialiśmy o przyszłości :) a konkretniej o dzieciach i o domu.
Zawsze kiedy z KTOSiem rozmawialiśmy o Naszej przyszłej rodzinie :) ustalone było, że chemy jeszcze jednego małego skrzata :) Ponieważ On ma już synka, ja też to chcielibyśmy dziewczynkę - tak dla odmiany haha Zawsze było, że jeszcze jeden maluszek - dla mnie super, bo naprawdę chcę. Zawsze chciałam mieć dwóch chłopców.. później zmieniło mi się, że chcę mieć trójkę, ale płeć nieistotna. A teraz KTOŚ zadał mi pytanie.. co ja na to, żebyśmy mieli jeszcze dwójkę skrzatów? :):):):) Dla mnie pomysł super :) Tylko ciężko będzie to wszystko zgrać ze sobą, ale wierzę, ze dla chcącego nic trudnego :)
Jakie macie podejście do kredytów? Mój tata jest ogromnym przeciwnikiem. W zasadzie nie dziwie mu się patrząc na problemy z kredytami obecne u "bliskiej" mu osoby. Zaciągnie kredytu by spłacić poprzedni. Ja osobiście uważam, że młodzi ludzie mają kiepski start i jeśli ktoś chce być na swoim i nie ma oszczędności rzędu 100 tys. na budowę domu to jedynym ratunkiem jest właśnie kredyt. A co?? Pożyczka u znajomych na taka kwotę?? Ilu tych znajomych trzeba mieć?? Tak są jeszcze pożyczki w pracy na psi procent,ale czy ja tu jeszcze będę mieszkała? każde 10 tys urządzi byle nie oddawać dużego procentu... no chyba, ze macie jakieś inne pomysły to chętnie posłucham dobrej rady :)
Więc rozmawialiśmy również o tym jak będzie wyglądał Nasz przyszły domek :) Wiem tylko, że będzie parterowy z użytkowym poddaszem, murowany :) Ale cieszę się, ze i o tym rozmawialiśmy :)
Ehh.. Kocham Cię Skarbie :*

7 komentarzy:

  1. Lubię czytać takie pozytywne wpisy:) co do kredytów, to ja mam taaaaaki spory na mieszkanie od roku i jakoś idzie, nie myślę o tej kwocie która co miesiąc wypływa z konta, czasem się tylko martwię co będzie jak stracę pracę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu... gdybyś tak ciągle myślała o utracie pracy, to nie wzięłabyś kredytu i nie mieszkała tu gdzie zapewne mieszkasz. Więc chyba opłacało się go wziąć.

      Usuń
    2. Oczywiście, ze się opłacało, mam swój kawałek podłogi:)

      Usuń
  2. Myślę, że w naszym kraju nie da się inaczej, niż wziąć kredyt na mieszkanie/dom... No chyba, że ktoś ma właśnie takie oszczędności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehhh a jakie są alternatywne wyjścia? Wynajmowanie mieszkania do końca życia? To znowu kasa w błoto. Ta sama, co i na ratę kredytu by szła. U nas jest jeszcze coś takiego jak KTBS i RTBS, czyli mieszkanie, którego nie kupujesz, nigdy nie jest Twoją własnością, ale masz na nie umowę, nikt Cię z niego nie wywali i możesz przekazać użytkowanie go swoim dzieciom...a w razie przypływu gotówki, można je chyba też wykupić. No ale to dotyczy jedynie mieszkań, a Wy nastawiacie się na dom, więc chyba tylko kredyt....albo spadek po jakiejś bogatej ciotce ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z moim narzeczonym oswajamy się z wizją kredytu. Jeśli chce się mieć coś własnego to inaczej się nie da. Życzę powodzenia w realizacji marzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech, panicznie sie boje kredytow, co nie zmienia faktu, ze splacamy jeden powazny za dom i dwa mniejsze za auta. Chyba nie ma wyjscia, jesli sie chce miec cos wlasnego, a nie ma sie rodzicow-milionerow... :(
    Czasem jak o nich mysle, to nie moge w nocy spac i robi mi sie goraco. Martwie sie co by bylo gdyby jedno z nas starcilo prace... Na codzien jednak spycham takie mysli jak najdalej. Alternatywa jest w koncu wynajem do konca zycia i jazda ledwie zipiacymi gruchotami... Staram sie wiec zyc chwila i nie martwic sie "co bedzie, jak...".

    OdpowiedzUsuń