wtorek, 25 lutego 2014

Szpital cz.I

Wiec pobyt w szpitalu za Nami. Od trzech tygodni walczyliśmy z rotawirusem. Za pierwszym razem wymioty w nocy i silne biegunki za dnia zmuszały nas na wizytę u pediatry. Przepisała probiotyki z płynem nawadniającym i na pierwszy okres było to wystarczające. Oczywiście dochodziła Smecta i Nifuroksazyd. Wyleczyliśmy się ale po kilku dniach mama dala Kubusiowi kawałek surowego jabłuszka i znowu powróciły nie mile widziane wymioty w nocy i biegunki za dnia. Pierwsze kroki znowu do pediatry. Leki przepisane te same tylko ze tym razem dwa różne probiotyki i płyn nawadniający. Niestety dopadła Nas gorączka. Tak. To w sumie nie była wysoka temperatura,bo bagatela 38,4 st (podobno u maluchów to nic) - ja miałam inne zdanie...wiec Nurofen podziałał.
Następnego dnia od rana Kubuś słabiutki, temp 38,6...wiec jedziemy z mama na pomoc świateczna. Tam Pani dr przepisała antybiotyk na "zaczerwienione" gardło rzekomo... Luźnych kupek ponad 10 dziennie, więc w poniedziałek do pediatry. Oczywiście antybiotyk przepisany niepotrzebnie...Dostaliśmy skierowanie do szpitala.
Wróciłam z Kubusiem do domy, żeby spakować torbę. Wzięłam też coś do jedzenia, żebyśmy nie musieli wołać hahah więc wzięłam biszkopty i jakieś herbatniki. Zostaliśmy przyjęci, choć podobno wcale nie było takiej potrzeby, ale powiedziałam, że chciałabym zrobić testy czy to wirus czy bakteria. No i zostaliśmy. Zanim poszliśmy jeszcze do łóżeczka to Panie pielęgniarki wzięły Kubusia, żeby pobrać mu krew i założyć welflon. Zastanawiałam się czy to normalne, że zabierają dziecko... Oczywiście płacz i krzyk było słychać... :( Kubuś niestety nie ma żyłek po mnie wiec szukały, szukały i wbić się nie mogły, ale udało się.
Dostaliśmy łózko na korytarzu, bo czekaliśmy na wolne miejsca w pokojach. Po kilku godzinach doczekaliśmy się. W między czasie czas umilały Nam dwie kroplówki.
Na szczęście szpital jest bardzo blisko położony, bo od domu dwie ulice dalej a od babci jedna hahah więc zazwyczaj ktoś u Nas był. A to babcia przyniosła obiadek, a to mama później przyjechała mnie zmienić, żebym pojechała się wykąpać w domu. Tak łazienka była... ale..:)
Kubuś następnego dnia dostał jedną kroplówkę, bo na drugą welflon był już zapchany... i co zrobiły? Wyjęły mu ten i szukały miejsca na kolejny... gdzie szukały? Na rączkach i na nóżkach. Kurw*** strzelałam pod nosek jak stałam pod zabiegowym i słyszałam jak płacze... Masakra. Nie udało się. Pani "Dr"  powiedziała, żeby tak Go nawadniała. Na szczęście chciał pic wiec raczej problemu nie było. Oczywiście siniaki były.. wiec moja mama mówi do "Dr", żeby te miejsca posmarować heparyną. na co "dr." powiedziała, ze heparyna jest do celów estetycznych.. po prostu, żeby szybciej się zagoiło, a jego to nie boli więc nie ma potrzeby...

2 komentarze:

  1. Szpitale- nie znoszę, mam same niemiłe wspomnienia... Zdrówka dla Kubusia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze... Mam nadzieje, ze Kubus juz zupelnie wydobrzal!

    OdpowiedzUsuń